Z konkursowej aktywności wykluczyła ich na kilka lat pandemia. Ostatni, owiany już legendą, przegląd miał być więc ambitną rozgrzewką i sprawdzianem sił, a okazał się olbrzymim sukcesem
- Przyznam szczerze, że przez chwilę nie mogłem uwierzyć w werdykt jury. Nie mogłem uwierzyć w to, że zdobyliśmy pierwszą lokatę, rywalizując z tak wymagającą konkurencją. Za absolutnego faworyta uznawana była orkiestra z Lubartowa. Silną reprezentację ma też Mełgiew. My chcieliśmy się sprawdzić, zagrać po prostu swoje i powrócić do ciężkiej, codziennej pracy. Ten sukces dodał nam sił – mówi, wyraźnie poruszony, kapelmistrz muzyków Mariusz Cichosz.

Rywalizacja przebiegała w oparciu o dwie konkurencje. Pierwsza z nich polegała na zaprezentowaniu orkiestry w marszu. W tym przypadku jury ocenia przede wszystkim elementy musztry. Istotne jest też brzmienie. Druga natomiast związana była ze standardowym występem scenicznym.
- Musieliśmy zaprezentować trzy utwory – jeden skomponowany przez polskiego autora i dwa inne, już dowolne. Na naszej liście znalazł się Jacek Cielibała i jego „Do grającej szafy grosik wrzuć”. To wiązanka różnego rodzaju popularnych utworów, jakie prezentowane były na polskiej scenie na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat. Niezwykle wymagająca forma, zmienne metrum, tempo. Szybkie przejścia. Wykonanie tej wiązanki wymaga od orkiestry wysokiego kunsztu. Drugi z utworów został napisany przez Japończyka, Naohiro Iwai. Jego z kolei „Karawan” ma zabarwienie, nazwijmy to, cyrkowe. Również dosyć skomplikowany. Wykonują go nieliczne orkiestry. Jako trzeciego wykonawcę opracowaliśmy Waltera Tuschlę. Napisał „Polskę koncertową”, utwór na trzy puzony z towarzyszeniem orkiestry. Nasi muzycy zaprezentowali świetny poziom – mówi z dumą Cichosz.
Orkiestra rywalizowała, ze wspomnianymi już, grupami z Lubartowa i Mełgwi, ale nie tylko. W Nałęczowie zaprezentował się też Batorz, Końskowola, Kraśnik, Niedrzwica Kościelna, Obsza, Ryki i Zakrzówek.
- Lubartów zajął drugą lokatę, a trzecie orkiestra z Zakrzówka – mówi o szczegółach rywalizacji kapelmistrz.
W tej chwili rejowiecka orkiestra liczy 26 członków. Najmłodszy muzyk ma 15 lat, natomiast najstarszy 82. Dysponują standardowym, dla orkiestr dętych, instrumentarium. Muzycy korzystają z fletów, klarnetów, saksofonów altowych, saksofonów tenorowych, saksofonu barytonowego, trąbek czy sakshornów. Ale są też puzony, tuby i perkusja.
- Dysponujemy też zestawem perkusyjnym, do którego można zaliczyć dzwonki, bongosy czy marakasy – wyjaśnia Cichosz.
Orkiestra to żywy organizm. Jego potencjał należy odpowiednio zagospodarować. Ważne są regularne spotkania, aktywność w przestrzeni kulturalnej regionu, ale też utrzymywanie bliskich relacji pomiędzy członkami zespołu. Atmosfera to klucz do sukcesu. Widać ją później na scenie. Brzmi w każdej nucie.

- Cóż, o ludzi trzeba po prostu dbać. Dbać o to, aby chcieli z nami być, przyjeżdżać na próby, spotkania i nasze występy. Młodszych muzyków traktujemy jak nasze dzieci lub wnuki, a starszych jak dobrych kumpli, przyjaciół. Ten obszar pełni w naszej działalności kluczową rolę. Trzeba też trzymać stale rękę na przysłowiowym pulsie. Wdrażać aktualizacje dotyczące repertuaru, instrumentarium czy wreszcie dbać o umundurowanie. Zagadnień jest naprawdę mnóstwo – zdradza szef grupy.
Nie ma więc mowy o spoczywaniu na laurach. Za progiem czekają już kolejne wyzwania, jak chociażby ogólnopolski przegląd orkiestr.
- Być może zostaniemy wytypowani do reprezentowania naszego województwa. Tego jeszcze nie wiemy. Przystępujemy jednak do intensywnej, wytrwałej pracy. To nasza pasja, nasza miłość. Nie potrafimy i chcemy się zatrzymywać – podkreśla muzyk.
Czytaj także:
Napisz komentarz
Komentarze